Spotkanie DKK - luty
Podczas ostatniego spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki skupiliśmy się na powieści zatytułowanej „Zawsze coś”, autorstwa Marty Kisiel. Książka ta spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem wśród klubowiczów, dostarczając zarówno śmiechu, jak i tematów do głębszej refleksji.
„Zawsze coś” przedstawia perypetie Tereski Trawnej, która wraz z synem Maciejką udaje się na rodzinne spotkanie z okazji 90. urodzin babci. Niespodziewanie uroczystość zamienia się w pogrzeb, a seria nieprzewidzianych zdarzeń prowadzi do odkrycia rodzinnych tajemnic i... kolejnych nieboszczyków. Styl Marty Kisiel, pełen humoru i ironii, został doceniony przez uczestników spotkania za lekkość i błyskotliwość.
Klubowicze zwrócili uwagę na barwne i przerysowane postacie, które dodają powieści charakteru. Relacje między członkami rodziny Jędrzejczyków zostały przedstawione w sposób komiczny, ale jednocześnie skłaniający do refleksji nad dynamiką rodzinnych więzi. Niektórzy uczestnicy podkreślali, że mimo licznych bohaterów, autorka zdołała nadać każdemu z nich unikalne cechy, co ułatwiało ich rozróżnienie.
Humor sytuacyjny oraz zabawne dialogi były często chwalone podczas dyskusji. Chociaż wątek kryminalny nie dominuje w fabule, stanowi interesujące tło dla rozwijających się wydarzeń. Niektórzy klubowicze zauważyli, że proporcje między komedią a kryminałem są
Spotkanie zakończyło się wspólnym wnioskiem, że „Zawsze coś” to udana powieść o Teresce Trawnej, która dostarcza czytelnikom zarówno rozrywki, jak i materiału do przemyśleń na temat rodzinnych relacji i nieoczekiwanych zwrotów życiowych. Uczestnicy wyrazili chęć sięgnięcia po kolejne książki Marty Kisiel, doceniając jej unikalny styl i poczucie humoru.
Zapraszamy do przeczytania recenzji naszej klubowiczki:
Wiesława Kozłowska
DKK_ Biblioteka Publiczna Gminy
Stare Miasto
Recenzja powieści Marty Kisiel „Zawsze coś”
Mój kontakt z książką Marty Kisiel rozpoczął się od rozpoznania komediowej konwencji, gdyż autorka jako motto do powieści wybrała wypowiedź Clarka Griswolda – postaci z amerykańskiego cyklu komediowego, który swoją światową premierę miał w 1989 roku. Filmowy Clark Griswold chciał dla swojej rodziny zorganizować idealne Boże Narodzenie. Przeszkadzał mu w tym jednak prześladujący go pech. Determinację Clarka odzwierciedla zacytowana przez pisarkę wypowiedź :„Nikt nie odchodzi. Nikt nie odchodzi z tej zabawnej, staromodnej rodzinnej Wigilii. Nie, nie. Wszyscy jesteśmy w tym razem.”
Zatem mogłam się spodziewać zabawnej historyjki o perypetiach licznej rodziny w obliczu świąt Bożego Narodzenia. Fikcja książkowa zaskoczyła mnie jednak! Ponieważ to nie temat świąt jest najważniejszy i to nie męska głowa rodziny jest postacią pierwszoplanową w powieści. Jest nią pełna temperamentu Tereska Trawna. Przyjeżdża z synem do wiekowej babuni na jej 90. urodziny. Myślała, że będzie jeden dzień w gronie niewidzianej od 25 lat rodziny. Była przekonana, że spędzi święta u siebie w domu. Okazało się jednak, że tak naprawdę przyjechała na stypę i że spędzi w wielorodzinnym domu na skraju Czarnego Boru aż 5 dni z Wigilią włącznie. Tereska jest wciąż zaskakiwana przez nowe okoliczności. Ja jako czytelniczka bawię się doskonale, śledząc jej poczynania. Początek lektury to uczucie podziwu dla pisarki za jej styl – niepowtarzalny, bogaty w stylizacje środowiskowe, niebanalny, obrazowy, dowcipny, pełen nieoczekiwanych skojarzeń, zaskakujących i zabawnych konkluzji. Przy czym nieoczekiwanie autorka potrafi przejść od śmiechu do lirycznego wzruszenia czy trafnej refleksji na temat rodziny. Mało tego czasem czytelniczkę w wieku 60+ zadziwi młodzieżowym slangiem czy pomysłem, że Agniesia potrafi mówić wielkimi literami!
Marta Kisiel z powodzeniem stosuje stylizację humorystyczną. Jej giętka i bogata polszczyzna tak mocna przykuwała moją uwagę, że nie od razu skoncentrowałam się na fabule. Kluczem do fabularnych wydarzeń jest słowo ZASKOCZENIE. Pisarka bowiem na różne sposoby korzysta z zabiegu qui pro quo. Tworzy zabawne sytuacje, wynikające z faktu wzięcia jednej osoby za inną czy niewłaściwym zrozumieniu czyichś słów. Dzięki temu uwaga czytelnika skupia się na wątku kryminalnym skoncentrowanym wokół dwóch testamentów: sprytnego pradziadunia i jeszcze bardziej przebiegłej prababuni. Pozornie prosty zapis, że dom jednorodzinny przypada najstarszemu żyjącemu potomkowi zrodzonemu ze związku małżeńskiego, otwierał przed czytelnikiem drogę do bycia detektywem. Pytania „Kto zabił?”, „Komu przypada dom?” motywowały mnie do uważnej lektury. Co nie było łatwe, bo wielość postaci była gąszczem zaciemniającym sprawę.
Gdy skończyłam czytać, mogłam z pełnym przekonaniem powiedzieć: Było ciekawie! Było zabawnie! Chcę poznać inne powieści autorki. Dlatego z ulgą odkryłam na portalu autorskim, że Marta Kisiel ma za sobą 20 powieści. Będę miała, co czytać!!
Dodaj komentarz
- to dla Ciebie staramy się być najlepsi, a Twoje zdanie bardzo nam w tym pomoże!