Spotkanie DKK Listopad
Na listopadowym spotkaniu klubowiczów DKK w Starym Mieście rozmawialiśmy o książce „Shuggie Bain”. Debiutancka powieść szkockiego autora Douglasa Stuarta, wyróżniona w roku 2020 Nagrodą Bookera bardzo nas poruszyła i pozostanie w naszej pamięci na długo.
Klubowicze stwierdzili, że autor stworzył niesamowitą opowieść o bezwarunkowej miłości chłopca do matki, która upada raz za razem, opowieść o życiu w oparach niepokonanego uzależnienia. A czytanie tej powieści trzeba sobie dawkować, bo bije z niej ogromny smutek i beznadzieja, które mogą przytłoczyć chyba każdego. Jednak warto przeczytać!
Cieszymy się, że dołączyli do nas nowi klubowicze pani Magdalena i pan Marcin, przez co dyskusja staje się jeszcze ciekawsza. Wszystkim uczestnikom spotkania dziękujemy za aktywny udział i zapraszamy na kolejne spotkanie 6 grudnia 2022r. na którym omawiać będziemy książkę „Pomiędzy” Pawła Radziszewskiego.
Dorota Wiatrowska
Recenzje o książce „Shuggie Bain” przygotowały klubowiczki Jadwiga Kuna oraz Wanda Majchrzak
Shuggie Bain Douglasa Stuarta - powieść nazwana najgłośniejszym debiutem i nominowana do wielu nagród.
Dla mnie ta pozycja okazała się bardzo trudna do „przyswojenia”, czyli do pogodzenia tego co czytam z moim poglądem wypracowanym przez własne spostrzeżenia i doświadczenia z problemem tzw. „ trudnych” środowisk.
Od pierwszej strony do samego końca to opowieść wstrząsająca, żeby nie powiedzieć to horror!!! Hugh nazywany przez bliskich Shuggie, to bardzo smutny chłopiec, a jego dzieciństwo naznaczone jest ogromną samotnością i strachem. Strach to wszechogarniające i nieustępujące uczucie na każdym etapie jego życia. A sprawia to totalnie beznadziejna sytuacja rodzinna. Ma rodziców, rodzeństwo i dziadków, a jednak środowisko w jakim przyszło mu się urodzić skazało go na niewyobrażalne cierpienie już od najmłodszych lat. Ta prymitywna mentalność, ten wulgarny język we wzajemnych kontaktach ludzi żyjących w tych rewirach biedy jest tak szokujący, że na początku czujemy duży, psychiczny dyskomfort. W miarę rozwijania się wątków niejako oswojeni jesteśmy z niekiedy prawie niezrozumiałym bełkotem.
Przyczyną główną dramatu stał się mężczyzna, który nie potrafił być ani ojcem ani mężem, ani choćby krztynę człowiekiem odpowiedzialnym. Zostawia swoją drugą już rodzinę, co żonę Agnes, matkę Shuggiego wpędza w rozpacz i szybko uzależniający alkoholizm. Dla dobra synów, szczególnie Shuggiego podjęła próbę wyjścia ze zgubnego nałogu i prawie jej się to udało. Niestety, to znów inny mężczyzna z pozoru zakochany, beztrosko wymusza na niej sięgnięcie po drinka i dobra passa trwająca już rok, dla niej i synów skończyła się bezpowrotnie. Już nie mogła wykrzesać z siebie dość siły by odbić się od dna. Nic już nie poruszało jej serca, nawet ukochany najmłodszy synek. Ani jej własny los a także dzieci stały się dla jej obojętne , jakby już nie istnieli, liczyła się tylko następna dawka alkoholu nawet najpodlejszego. A w tym horrorze tylko najmłodszy synek Shuggie usilnie przez kilka ”chorych” lat zastępował jej opiekuna kiedy leżała nieprzytomna i towarzysza jedynego w chwilach trzeźwości. Trzeźwości smutnej, naznaczonej żalami, łzami i szamotaniem się między otumanieniem a rzeczywistością, to zbyt trudne zadanie dla małego chłopca. Z determinacją przedziwną znosił te ciężkie chwile mocowania się ze skutkami pijaństwa i przyjęć dla obcych „wujków” w złudnej matki nadziei, że jakiś mężczyzna pokocha ją, doceni jej atrakcyjność i stanie się partnerem. A mały Shuggie borykał się jeszcze w swoim środowisku z problemem bycia „normalnym” chłopcem, próbując zbudować nowy wizerunek, takiego trochę twardziela, a nie wrażliwca ubranego w ciuszki wybrane przez mamę z jej ulubionych katalogów wysyłkowych.
W miarę brnięcia w następne i następne rozdziały, nadzieja czytelnika na poprawę trudnych relacji zarówno w rodzinie, jak i z sąsiedztwem, a szczególnie na wygraną matki z niszczącym nałogiem, niestety znika. Ich świat to świat rozczarowań, biedy i nie kończącego się smutku. Shuggie trwa przy swojej matce do samego końca i to on samotnie aż dwa dni czuwa przy jej zwłokach zanim przyjedzie brat z odległego miejsca pracy.
Całe środowisko przedstawione w tej historii jest tak bardzo smutne, tak żałosne życie wiodące, że w trakcie czytania powstaje pytanie, czy ta przygnębiająca coraz bardziej historia działa się naprawdę, czy to możliwe żeby tak ginąć na oczach wszystkich, w tym najbliższych, a szczególnie męża, który OT, znalazł sobie kogoś innego i miłość się skończyła? Wręcz z pełną świadomością zepchnął ją na samo dno, a była przecież matką też jego syna, na zupełną zagładę separując ją od rodziców, wywożąc i pozostawiając z dziećmi gdzieś na peryferiach biedy i beznadziei.
Możliwe, że w naszej rzeczywistości dzieją się podobne historie w rodzinach, ale mam ogromną nadzieję, że aż takiego horroru żadna kobieta nie przeżywała, a dzieci swoje dzieciństwo nie będą wspominać jako wiecznego strachu przed bliskimi i obcymi, oraz wiecznej biedy, wstydu, poniżenia i głodu.
Wbrew moim obawom czy zdołam przebrnąć przez tyle stron tak ciężkiego tematu, dałam radę, choć trzeba przyznać, że bardzo trudno bez ogromnych emocji czytać o ludzkiej słabości i bólu życia. Historia Shuggiego ogromnie porusza, ale los jego matki i wielu innych jej podobnych kobiet jeszcze bardziej. Trudy życia rodzinnego ponoszą prawie zawsze kobiety, zdradzone i już niechciane pozostają same z dziećmi, często nie dając sobie rady z psychiką oraz z trudem zabezpieczając byt materialny rodziny. Bardzo smutnym, ale pocieszającym jest, że dzieci z tych domów próbują zapomnieć i dla siebie zbudować inne życie będące jakąś „normalnością”.
Polecam tę szczególnie trudną książkę zwłaszcza tym osobom, którym się wydaje, że chwilowe niepowodzenie w szkole czy pracy, zbyt skromne środki do życia lub przeszkody w spełnieniu marzeń to WieeeelKI życiowy problem.
Jadwiga Kuna DKK Stare Miasto
„Shuggie Bain” Douglas Stuart
„Shuggie Bain” to mocna, ciekawa i zmuszająca do refleksji powieść. Stuart pisze bez ogródek, bardzo obrazowym językiem. W książce opisuje prawdziwy dramat, jakich wiele obok nas. Nie zawsze to zauważamy. Warto przeczytać „Shuggie Bain”, gdyż czasem zderzenie się z tak trudną historią zmusza do zweryfikowania swoich poglądów. To bardzo bolesna i smutna historia, przypuszczam, że dla osób, które mają doświadczenia z alkoholikami w rodzinie miejscami może być ciężka w odbiorze, ale równocześnie jej klimat, sposób narracji, specyficzny język bohaterów (który został świetnie oddany przez tłumacza i do którego trzeba się przyzwyczaić) sprawiają, że jest to porywająca lektura. To co mnie najbardziej poruszyło podczas lektury, co sprawia że nadal do niej w myślach powracam, to nie opisy pijackich ekscesów Agnes, ale niepokojący i smutny obraz codziennie przegrywanej walki z nałogiem, to starania małego chłopca, żeby uratować kogoś, kto nie chce być uratowany. Shuggie jest przykładem głębokiej miłości i przywiązania dziecka do matki, Dodatkowo chłopiec był heteronienormatywny i doznawał od otoczenia wielkiej nietolerancji. Shyggie Bain to powieść głęboko psychologiczna na domiar wszystkiego osadzona w realiach kryzysu, jaki w Glasgow wywołały reformy Margaret Teacher. Oby jak najmniej takich historii było udziałem nas, ludzi.
Wanda Majchrzak DKK Stare Miasto
Dodaj komentarz
- to dla Ciebie staramy się być najlepsi, a Twoje zdanie bardzo nam w tym pomoże!